Tym razem się nie zawiodłam, znalazłam kilka super kolekcji i odkryłam pewną zależność…
że w pierwszy dzień tygodnia mody zawsze (no dobra, zazwyczaj – sprawdziło się w ciągu jakiś 4 sezonów) są najsłabsze kolekcje. Tak też było w Mediolanie, dopiero ostatni pokaz zachwycił.
Lubię niekonwencjonalne połączenia stylów i właśnie taką świeżą dawkę eleganckiego, a w niektórych przypadkach nawet dziewczęcego grunge’u dostarczył mi Philipp Plein i jego wiosenno-letnia kolekcja. Pomimo, że nie przepadam za głównym motywem, te ubrania mają coś w sobie i są zarówno na ulicę, jak i na wieczór. Good job, man!
(źródło: fanpage Philipp Plein)
Kolejną fajną marką, a zarazem odkryciem (podobnie jak wcześniejszy projektant) jest Byblos. Kolekcja to w większości klasyczne fasony urozmaicone wzorami, do tego dość stonowana, ale różnorodna kolorystyka i proste czarne sandały. Z resztą, żeby ją pokochać, trzeba ją zobaczyć, to co jest pod spodem, to tylko minimalna backstage’owa zajawka, resztę zobaczycie tu.
(źródło: DazedDigital; by Paolo Musa)
Po przejrzeniu kolekcji Moschino, stwierdzam, że chyba jestem ciut staromodna, żeby ogarnąć ich wizję. Sorry, ale w sukience zrobionej ze szczotek z myjni samochodowej albo z odblaskowych kamizelek bym nie wyszła… Ale mimo wszystko, podziwiam Scotta za niesamowitą wyobraźnię i za dosłownie kilka projektów (a tak dokładniej za czarne sukienki obwiązane żółtą wstążką caution). Muszę przyznać, że nawet toczki z woalką wzorowane na kaski są ciekawym pomysłem i (pozytywnie) wybijają się na tle reszty.
(źródło: fanpage Moschino)
Ciężko mi wyróżnić najlepszą kolekcję Mediolańskiego Tygodnia Mody, ale wiem, że na pewno Elisabetta Franchi będzie jedną z walczących o złoto. Zaprezentowała elegancką, nowoczesną i uniwersalną kolekcję.
I perfekcyjnie pokazała publiczności (i konkurencji) jak ma wyglądać ready-to-wear wiosną i latem 2016 roku.
(źródło: fanpage Elisabetta Franchi)