Zmiany wynikają z nudy. Nudzi mi się piosenka – zmieniam ją. Nudzi Ci się kolor ścian – zmieniasz. Nudzą nam się władze – zmieniamy. W pewnym sensie ryzykujemy, wychodzimy z naszej strefy komfortu licząc, że będzie lepiej.
Albo przynajmniej, że ludzie to zauważą i docenią.
A wtedy potwierdza się, że pewne są tylko trzy rzeczy – uciekający czas, koniec świata i to, że nigdy wszystkim się nie dogodzi. Części się spodoba, a część będzie protestować i gadać swoje. Oczywiste i logiczne.
Gorzej będzie, jeśli to ty będziesz tematem nad którym rozpoczną się dyskusje. A raczej konsekwencje jakiegoś twojego działania.
Kochamy słowo zmiany tak mocno jak go nienawidzimy
Nie wiem jak ty, ale ja uwielbiam wyznaczać sobie nowe postanowienia. Od poniedziałku zmieniam to, potem tamto, a na końcu siamto. Ze zmianami jest tak, że towarzyszy im dreszczyk emocji. Co nam przyniosą, jak to będzie. Po latach z burzą blond loków zaczęłam je prostować, chciałam spróbować czegoś innego. Mi się podobało. W tym miejscu chciałam napisać, że „i to mi wystarczało”, ale wtedy mogłoby wyjść, że nie obchodzi mnie nic oprócz własnego zdania. A to nie prawda, bo przecież każdemu z nas zależy na tym, żeby sprawiać dobre wrażenie. I nie próbuj sobie, ani innym wmawiać, że jest inaczej. To normalna, najnormalniejsza w świecie, ludzka reakcja.
Wracając do loków. Potwierdził się schemat – jednym się podobało, innym nie. Do tego stopnia, że parę osób podeszło do mnie i powiedziało, że woleli mnie w poprzednim. Ups.
Jakbym miała się dopasowywać do tego co mówią inni, dawno bym zatraciła swój światopogląd, wyobrażenia i w konsekwencji – siebie. Nie projektowałabym – bo komuś to nie pasuje. Nie jeździłabym przez pół Polski do chłopaka – bo komuś to nie pasuje. Nie ćwiczyłabym – bo komuś to nie pasuje. Siedziałabym nad podręcznikami, oglądałabym kolejny serialowy sezon i jadła kolejny słoik Nutelli.
Zmieniłaś się.
Lubię to porównywać do spoliczkowania. Najpierw zaboli, potem policzek się zaczerwieni, chwilę będziemy go czuć, a potem przejdzie. Podobnie tutaj. Będziemy o tym myśleć, zastanawiać się czy tak faktycznie się stało, albo to zostawimy w spokoju, albo będziemy drążyć i drążyć.
Lubię opcję pierwszą. Kiedyś było tak, teraz jest tak i kropka. Brzmi to egoistycznie, ale jakbym miała rozkminiać każdą uwagę skierowaną w moją stronę, nie starczyłoby mi na nic czasu.
Jeśli jednak wybrałabyś drążenie do upadłego, a zmiana była pozytywna. Odgarnij kosmyk z twarzy, wyprostuj się i rusz dalej z uśmiechem. Tak, podoba mi się jak jest teraz. Komuś się może nie podobać, trudno.
Zmiany są dobre. Przerywają rutynę, oznaczają rozwój, ruszenie się w stronę czegoś innego, w konsekwencji – dobrego. Nawet te pozornie złe, one też prędzej czy później dadzą coś dobrego. Chociażby lekcję, którą zapamiętasz do końca.
One thought on “Zmiany są dobre”
Zmiany są dobre o ile my wpływamy na te zmiany, a nie w sposób wymuszony, przez osoby drugie.
Moim zdaniem ładnie Ci i w prostych i kręconych 🙂