Co powstanie, jeśli do dobrego projektanta dołączy Pandora ze swoją biżuterią, Inglot z kosmetykami oraz 3i z wyrafinowanym obuwiem?
Kolekcja #Wonderland.
Od kilku dni non-stop mam otwarte zdjęcia z pokazu, próbuję się ogarnąć i usystematyzować wszystkie krążące myśli. Najtrudniejsze pytanie jakie sobie stawiam jest związane z ogólnym odbiorem kolekcji, bowiem nie potrafię się zdecydować, czy kolekcja podobała mi się czy też nie. Niby powinnam być od początku zachwycona – inspiracja baletem, elegancja, kobiecość i subtelność; jednakże jest coś, co przyćmiewa całościowy blask. Detale. Niektóre fasony. Brak czegoś, co spowodowałoby zaciętą walkę o każdy model.
Pierwszy detal, który zdecydowanie psuje mi ogólny odbiór, to za duże, postarzające, piętnastocentymetrowe mankiety pojawiające się w prawie każdej koszuli.
Oczywiście, nie w każdym przypadku wpływają niekorzystnie na model, patrz – białe, koronkowe koszule i sukienki (#2,#3)
Mogłabym się też przyczepić do niektórych fasonów – wiązanych jak szlafrok sukienek, warstwowych, zaburzających proporcje sylwetki spódnic i bluzek. Ale powstrzymam się, bo w zależności od ustawienia i pozycji prezentują się raz lepiej, raz gorzej.
Bez zbędnych ofiar, przeszliśmy do mocnej części kolekcji. Białe, klasyczne kombinezony i różowe, brokatowe sukienki z szarą, koronkową mgiełką, zdecydowanie podniosły rangę linii. Jest elegancko, jest zjawiskowo, i – w przypadku kombinezonów – prosto.
Tak już w formie wisienki na torcie, na uznanie zasługują dwa wieczorowe (czarne) i jeden bardziej na co dzień zestawy, które, nie wiem czy słusznie, przypominają mi klasyki z lat 60.
fot. Marek Makowski