„Jestem wciąż skłonny uważać surrealistów […] za stuprocentowych wariatów” tak po rozmowie z Salvadorem Dalim napisał w swoim liście Zygmund Freud. Podejrzewam, że jakby żył do dzisiaj to samo by powiedział o Johnie Gallianie po zobaczeniu jego kolekcji dla domu mody Maison Martin Margiela. Haute couture stanęło na głowie.
W 1924, kiedy powstał kierunek sztuki zwany „surrealizmem” czy „nadrealizmem”, żaden artysta nie przypuszczał, że 90 lat później ich obrazy staną się inspiracją dla wielu projektantów. Pewnie za kolejne 90 lat, to ich kolekcje będą inspiracją dla kolejnych projektantów i tak w kółko. John, chodź jest jednym z najbardziej kontrowersyjnych artystów, nie jest jedynym, który inspirował się dziełami Dali’ego, de Chirica czy Ernesta. Przed nim była np. Delfina Delettrez projektując kilka kolekcji biżuterii między innymi na jesień-zimę 2013.
Wracając do Galliano. Zaczynał u Givenchy’iego, pracował u Diora, aż w końcu przez 23 lata pracował pod własnym nazwiskiem. A wszystko do 2011 roku, gdy wygłosił antysemicką mowę i wyznał miłość Hitlerowi. Przez dwa lata słuch o nim zaginął, aż do Nowojorskiego Fashion Weeku w lutym, gdy Oscar de la Renta pokazał swoją kolekcję ready-to-wear, przy której pomagał mu John. To była pierwsza próba powrotu, druga odbyła się rok później (2014), gdy został ogłoszony dyrektorem kreatywnym Maison Matrin Margiela.
John powinien brać przykład z Witkiewicza i oświecić nas, po jakich używkach projektuje się takie abstrakcje. Kokaina, marihuana czy może duża ilość alkoholu?
To niemożliwe, żeby na sukienkach tworzyć ozdobną pseudo zbroję i koronę na czubku metalowej czaski czy twarze z homarów jak Arcimboldo Giuseppe z warzyw i owoców… na trzeźwo.
Myślę, że ta kolekcja zmieni MMM na surrealistyczne odzwierciedlenie mody na dłużej i zainspiruje innych projektantów. Według mnie jest totalnie nie z tej planety i sprawia, że odbiorca poddaje się wyobraźni i próbuje określić co autor miał na myśli.